sobota, 23 stycznia 2016

Akt I Scena III "Dzień, który zmienił moje życie"

 ŻYJE!!!!!!!!

 Cieszę się ze względu na waszą aktywność w odwiedzaniu tego bloga, ale brak komentarzy martwi mnie niezmiernie. Chcę wiedzieć co sądzicie o tej zmianie jaką wprowadziłam. I przepraszam, że kolejne notki dodaję raz na ruski rok, ale kompletnie czasu nie mam.

Przedmieścia Nowego Jorku, 17 sierpnia 2014 (niedziela) godz. 19:15

- Nie będę odciągać Starka od waszych poczynań!- Brunetka wrzasnęła i uderzyła pięścią w stół. - Jak chcecie to niech ta wasza dziwka mu się do łóżka wepcha, bo ja mam swoją godność.
Wstała gwałtownie i podeszła do szyby, przez którą miała widok  na bawiących się na dole ludzi. Dywizjon Fenrir miał swoją siedzibę w klubie Nemezis na przedmieściach Nowego Jorku. Dzięki lustrom weneckim, nie było widać jaka zażarta dyskusja działa się w pomieszczeniu dla właścicieli. A się działo i to dużo.
- Ja nie jestem dziwką. - zaprotestowała blond cizia w różowym kostiumie, który więcej odkrywał niż zakrywał.
- A jak ty się w ogóle ubrałaś na spotkanie służbowe, z pięciu mil widać, że się puszczasz z każdym, kto ma kasę i kutasa.- Tym razem odezwała się Amanda, która była ubrana tak samo jak Nicole. Któryś raz tego wieczoru rozpoczęła się wojna na wyzwiska. Ale po sporach, wreszcie doszli do jako takiego porozumienia. Wszystko było ustalone w czwartek ruszają na misję. Ale coś nadal nie dawało Nicole spokoju i nie pozwoliło jej zmrużyć oka.

Nowy Jork, 21 sierpnia 2014 (czwartek) godz. 23:30

Trzy osoby stały za rogiem czekając na odpowiedni sygnał, który co dziwne nie nadchodził. Ubrane były w takie same czarne uniformy, a na ich twarzach spoczywały zielone maski.
- Indi, nie wiem jak ty ale mam przeczucie, że te dupki coś zaplanowały. - Głos należał do dziewczyny.
- Mała, jeżeli by coś wywinęli, dowództwo by ich odpowiednio ukarało. - Odpowiedział mężczyzna nazwany Indii.
- Ale mnie coś łupie w kościach i ja wiem że coś się stanie.- Ponownie odezwała się dziewczyna.
- A może twoje kostki się zastały zwyczajnie.- Odezwał się drugi męski głos żartobliwie, by po chwili jęknąć przeciągle. - Nicole nie musiałaś mnie od razu walić.
Dziewczyna zachichotała, by po chwili zamilknąć i wyjrzała za rogu. By dostrzec podjeżdżający czarny samochód i wychodzących z budynku w pośpiechu ludzi, otaczających jakąś osobę.
- Kurwa mać. - Spojrzała oskarżycielsko na dwóch mężczyzn, którzy jej towarzyszyli.- Miałam kurwa rację. - Wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer. - Z kwaterą główną, natychmiast.-
W między czasie wsiedli do ukrytego za śmietnikiem auta. Ruszyli w stronę swojej kwatery. - Tu Nicole Serano. Mówiłam wam, że nie wierzę tym z Toronto. Te gnidy same zajęły się odbiciem Kłamcy, a mieliśmy współpracować.-Przygryzła wargę. - Nie mam pojęcia gdzie mogli odjechać, ale każdy samochód Armii przecież ma wbudowany nadajnik. - Zapanowała cisza, ale po chwili odezwała się ponownie.- Tak zaczekamy na kogoś od was. - Po czym się rozłączyła.

Przedmieścia Nowego Jorku, 22 sierpnia (piątek) 2014 godz. 3:00

Ósemka ludzi spała na rozłożonych kanapach i fotelach, a w okół nich walały się sterty śmieci.
Nicole spała na jednej z blondynem zwanym Amonem i Jonathanem. Następną kanapę zajmowały Cornelia, Amanda i Eliza. A na dwóch fotelach spali Erick i Indii. Spokojny sen przerwało walenie w drzwi. Pierwszy podniósł się Erick i poszedł otworzyć. Wpuścił do środka mężczyznę po czterdziestce ubranego w garnitur. Reszta w tym czasie pozbierała się.
- Przedstawiam wam Ernesta Jeffersona.
Pozostali zasalutowali, kiedy gość zasiadł w jednym z foteli odezwał się.
- Panno Serano proszę zacząć.
Nicole wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
- Dostaliście plan misji i go zaakceptowaliście. Ja z Jonesem i Normanem czekaliśmy w umówionym miejscu na znak. Miałam dziwne przeczucie, a wie pan że one się sprawdzają. Nie słuchali mnie, ale też nie wiedziałam na jakim etapie jest dywizjon Hel. Po jakimś kwadransie podstawił się  nasz samochód do zadań specjalnych, a po chwili zauważyliśmy jak wychodzą osłaniając Lokiego i odjechali. Od razu zadzwoniłam do was.
Mężczyzna patrzył się na nią z pełną uwagą.
- Byłem twoim egzaminatorem i to ja zaproponowałem dowództwu byś została zastępcą tego konkretnego oddziału.
-Wiem i jestem niezmiernie wdzięczna. - odezwała się lekko uśmiechając.
- Kiedy ogłaszałem tę decyzję Jonathanowi mówiłem mu, że twoje przeczucia będą działać na waszą korzyść jak nie będziecie ich ignorować. Mam przypomnieć, że pięć lat temu Serano miała również je i błagała byście nie wyruszali do Londynu. Nie muszę przypominać co się tam stało. Teraz jak wiem miała przeczucie w niedzielę, żeby nie brać Hel, mimo to nie rozpatrzyliście tego.
- Ale to była wasza decyzja. - Protestował Jonathan.
- Tak, ale Waszyngton wie o pannie Serano i jej przeczuciach, na pewno by to wzięli pod uwagę. Teraz dywizjon Hel nie odpowiada na wezwania i mamy poważne problemy.
- Jak to nie odpowiada?
Wszyscy zwrócili się w stronę agenta Jeffersona, z tymi samymi emocjami na twarzach. Niedowierzanie mieszało się z lękiem.
- Niestety muszę was odsunąć od tej sprawy.

-------------
Mijały dni, tygodnie. Dywizjon przeżywał swój kryzys. Wszyscy zajmowali się swoimi sprawami i nie mieli czasu na wspólne spędzanie czasu. Indiana Jones udał się na misję do Afganistanu, Erick zajął się w pełni sprawami państwowymi. Ktoś musi w końcu doradzać prezydentowi, więc grzał swój tyłek w Waszyngtonie. Trzy piękne blondynki zajęły się swoimi sprawami w show biznesie. Amon Lewis dostał pracę w CERN-ie, więc wyjechał do Europy. A Jonathan Crown zajął się tworzeniem nowych sprzętów i doglądał baru. A Nicole po pracy w gazecie, zajmowała się barem w Nemezis. Każdemu czas mijał inaczej, ale wszyscy czekali na jedną informację. A mianowicie "Kłamca się odnalazł, wracacie do służby."
 ------------------

Mieszkanie Nicole, Nowy Jork,  17 wrzesień (wtorek) 2014 godz. 10:20

Siedziała w salonie trzymając nogi na szklanym stoliku i czytając książkę. Na już wspomnianym meblu stała butelka wina na wpół pełna, bądź pusta jak kto woli. A obok stał kieliszek. W redakcji wzięła sobie tydzień wolnego i mogła poleniuchować. Ten jakże miły poranek przerwało nagłe walenie do drzwi. Wstała nie spiesząc się, poprawiła szlafrok we włócznie (A: tą od Chitauri) Podejrzewała, że to jej kuzyn, już układając w myślach jak mu wygarnie przeszkadzanie jej. Gdy otworzyła drzwi, wszystko uleciało z jej głowy i w szoku rozdziawiła usta. Stojąc jak ten kołek, gapiła się na przybysza. Wepchnął ją do środka i zamknął drzwi.
- Ty jesteś Serano?
Otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Tak. Jestem Nicole Serano.
Szok minął już całkowicie i przyjrzał się mężczyźnie. To nie niezaprzeczalnie był on.
- Czy ty należysz do tych niespełna rozumu idiotów którzy uprowadzili mnie z wierzy Starka?
Zaśmiała się w myślach na określenie tamtego dywizjonu.
- Należymy do wspólnej organizacji, ale ja jestem w innym oddziale. Ja wraz z moimi ludźmi i tymi idiotami, mieliśmy wspólne zadanie. Polegało ono na tym by cie uwolnić i wtajemniczyć cię w sprawy naszej organizacji oraz zawieźć do dowództwa. 
Patrzyła na niego z powagą
- Wolę byś na razie mojego pobytu tutaj nie wydała nikomu  i masz jakieś zabezpieczenia.
Podeszła do obrazka zawieszonego koło drzwi i go zdjęła. Ukazał się mały laptop wpisała odpowiedni kod zabezpieczający, po czym wszystkie okna i drzwi wejściowe zostały zasłonięte dziesięciocentymetrowymi tytanowymi nakładkami.
-Gotowe, nikt tu bez mojego pozwolenia nie wejdzie. A jeżeli chcesz się odświeżyć to na końcu korytarza jest łazienka, tam są ręczniki. Poszukam jakichś czystych ubrań.
Przeszłam korytarzem do drzwi za którymi mieścił się pokój dla gości, weszła do niego i zaczęła przeglądać szafę w poszukiwaniu jakiejś odzieży. Jej głowę zaprzątały myśli, o tym że musi zdradzić dywizjon. Ale jak dłużej o tym myślała, to żadnej zdrady nie popełnił. Składali przysięgę że będą gotowi wypełnić każdy rozkaz wodza. A wodzem był Loki. Dlaczego zawsze ona, trudne dzieciństwo i okres dorastania, później przeprowadzka i zmiana swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. A teraz na karku ochrona Kłamcy. Ale jeżeli wybrał ją, to na pewno miał ku temu powód. Wyjęła z szafy parę czarnych spodni, czarną i zieloną bluzkę oraz czarną bluzę. Niech sobie wybierze co chce, w jednej z szafek w łazience były jakieś bokserki i kapcie. To obsłużyć się może sam. Wyszła z pokoju i zastukała do drzwi łazienki. Słysząc szum wody z prysznica, pozostawiła ubrania na progu i udała się do salonu. Chwyciła za butelkę i wypiła pozostałość duszkiem.

4 komentarze:

  1. Super, że już jesteś! :) Mam nadzieję, że ciąg dalszy pojawi się trochę szybciej. ;)
    Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale zwykle korzystam z tabletu/a (nie wiem, jak to się odmienia) i wtedy blogspot mnie wyrzuca, gdy chcę skomentować post...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko Nameless. Ja też myślałam, że wyskrobię go wcześniej. Ale jak na razie jestem. Tablet rzecz diabelska i ma swoje humorki.
      A zapomniałabym miło mi cię widzieć w moich skromnych progach,tak mało osób to komentuje, a statystyka odwiedzin rośnie.

      Usuń
  2. Miło że ktoś żyje,chociaż ktoś XD
    Moje blogowe przyjacioły* powracają xd jakoś mnie natchnęło żeby znów o lokim pisać i mówię "sprawdze czy inni żyją xd".Kontunuj żyj i pisz.Jednak rok to kupa czasu.

    Pozdrawiam R.O.A.H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak droga moja Rachel. Żyję, ale ciężko. Pisać będę nadal powoli, choć to zależy od weny. Często można mnie potkać na nk (konto fikcyjnie) i tam z innymi ludźmi tworzymy historie. Miło można spędzić czas.

      Usuń